wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 1


*Track 1*

"Dzyń! Dzyń! Dzyń!"  Głośny dźwięk budzika rozległ się po pokoju. Moja ręka mimowolnie uniosła się ku górze szukając wyłącznika. Każdy ruch o tak wczesnej porze sprawiał mi poranny "ból". 
Powoli uniosły mi się powieki. Motywacja, która przemknęła mi przez głowę i dodała power'a do dalszych czynności to : Jeszcze tylko 2 tygodnie ..
Niechętnie udałam się do łazienki, gdzie zrobiłam sobie lekki makijaż i założyłam zestaw ubrań, który przygotowałam sobie wczoraj wieczorem. Włosy natomiast rozpuściłam i pozwoliłam im się ułożyć w "własnym rytmie". Kiedy byłam już gotowa, zerknęłam jeszcze na odbicie w lusterku. Mimowolnie uśmiechnęłam się do przedmiotu i w mgnieniu oka powędrowałam do kuchni. 
Podczas schodzenia ze schodów poczułam zapach naleśników. Mój brzuch momentalnie zaczął wydawać różne dźwięki, które mnie bawiły. Od razu na moich ustach pojawił się skryty uśmieszek.
- O hej Słońce - powitała mnie rozpromienionym głosem moja mama.
Zawsze nie wiedziałam skąd ona bierze tyle energii, że każdego ranka jest taka wypoczęta. Podziwiam ją za to. Niestety nie odziedziczyłam po niej tego daru. No cóż, mówi się trudno. Westchnęłam.
- Hej mamo - odpowiedziałam zmęczonym głosem.
- No widzę, że znów jesteś niewyspana .. No na szczęście wakacje już tuż tuż to odeśpisz sobie. - pocieszyła mnie moja rodzicielka.
- No taką mam nadzieję. A zresztą sama nie wiem czy będę miała czas na jakiś odpoczynek. - odpowiedziałam jednym tchem, przysiadając się do stołu.
- Hmmm, to jakie masz plany na wakacje ? - zapytała się mnie z nutką podejrzliwości.
- Aa no wiesz. Pamiętasz jak ci mówiłam o tej szkole muzycznej ? - mówiłam rozkoszując się smakiem naleśnika.
Oto druga rzecz, za którą podziwiam moją mamę. Jest świetną kucharką! Co prawda taka jej praca, no ale ja nie kłamię. Już kilka lat z rzędu namawiam ją do otworzenia własnego interesu, a ona niee. No cóż, boi się zaryzykować. Ale jak to Ania mówi : Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje.
 Na samą myśl o mojej przyjaciółce, kąciki ust uniosły mi się wyżej. Gdyby nie ona nie wpadłabym na ten pomysł o szkole.
- Aa, już sobie przypominam. Too ta szkoła we Francji tak ? 
- Nie mamo, w Londynie - roześmiałam się pod nosem.
- Oj ta moja skleroza. No to opowiadaj co i jak. - zaczęła mówić.
- No to tak. Tylko się nie pogniewaj, bo nie chciałam wam robić nadziei i w ogóle .. - mój głos zaczął się ściszać.
- Pati rozumiem nie chciałaś nas martwić, no ale powiedz coś, bo zaraz nie wytrzymam - mówiła śmiejąc się pod nosem.
- No dobrze już dobrze - zachichotałam. Około 2-3 tygodni temu dostałam email od nich, że są szanse na przyjęcie mnie do tej uczelni. Ale postawili mi kilka warunków. Za to, że jestem z Polski i obawiają się mojej znajomości językowej, poprosili mnie abym w drugiej połowie wakacji przyleciała tam do Londynu i sprawdziliby moją wiedzę w praktyce jak i takiej oficjalne. Tak samo chcą zrobić ze śpiewaniem i graniem na instrumentach.
- Więc w czym problem ? - zapytała mnie rodzicielka.
- No nie przerywaj mi to się dowiesz. - zachichotałam. No więc znam naszą sytuację finansową, a tam trzeba jakoś dolecieć i mieć trochę pieniędzy na życie ..
- No a .. - przerwałam mojej mamie.
- Cii ! Posłuchaj mnie. Od kilku lat oszczędzałam więc na codzienne potrzeby, by mi starczyło tak na 2-3 miesiące. No, a bilet to też nie problem. Mam w "zapasie" cały miesiąc wakacji więc mogę sobie dorobić. Zresztą i tak mam już jakąś pracę na oku.
A i gdyby wszystko poszło z godnie z planem, czyli przyjęliby mnie do tej uczelni, to dostawałabym stypendium tygodniowe. Więc miałabym na dalsze życie. No, a przecież mogę mieć jeszcze jakąś pracę dorywczą i mogłabym wam trochę przesyłać pieniędzy. Wtedy i wam byłoby trochę lżej. - po mojej długiej przemowie poczułam się dumnie jak paw, jednak moja mama zareagowała troszeczkę inaczej słysząc o pomocy finansowej.
- O mój Boże dziecko ! Tak nie może być. To ja z twoim tatą powinniśmy cię wspierać, a nie ty nas!  No wiesz ty co ... - po kilku minutach gadania mojej  mamy postanowiłam fachowo wybrnąć z sytuacji. A nawiasem mówią, wymknąć się od odpowiedzi i tłumaczenia jej po raz kolejny, że dam sobie radę.
- Oo mamo Ania już przyszła! Sms dostałam paa kocham cię ! - wykrzyknęłam. Z ulgą odeszłam od stołu i udałam się w stronę wyjścia.
Pomyślałam sobie, że dziś zrobię wyjątek i to ja podejdę pod dom mojej przyjaciółki.
Idąc dostrzegłam cukiernie, zerknęłam szybko na zegarek i oszacowałam sobie czas. Wszyło idealnie! Zdążę przed wyjściem Anki do mnie.
Kupiłam dwie słodkie bułki, jedna z serem natomiast druga z jabłkiem. Od razu trzeba mieć 2, ponieważ ta małpa zżera mi wszystko co sobie kupię! Ale za to ją kocham :)
Szybko podbiegłam pod jej dom i schowałam się za krzakiem, moim wielkim planem było ją choć raz przestraszyć. Co prawda nigdy mi się to nie udawało, ale ja nie rezygnuje ze swoich marzeń.
Mijało 10 minut, a jej ciągle nie było. No cóż nie chciałam się spóźnić do szkoły, musiałam iść bez niej. Ale są też i plusy miałam bułki tylko dla siebie. 
Gdy się odwróciłam przeżyłam szok, za moimi plecami stała rozbawiona Anka z Mateuszem. Zaczęłam piszczeć. Był to dla mnie wielki szok, przecież to ja miałam to zrobić.
- Jak to ?! - powiedziałam ochrypniętym głosem, taka ilość krzyku może wywołać ból gardła.
- A tak to ty ciołku matołku. Mam okno i tylne wyjście do domu. Haha ! Piąteczka Mati. -przybili sobie piątkę i całą drogę jarali się tym jak mnie przestraszyli. Ja nie mając nic do pracy po prostu zaczęłam komponować.
I znowu udałam się do innego, magicznego świata, gdzie jestem tylko ja i moja kochana muzyka. To z nią opuszczają mnie wszelkie problemy, zatroskania. Dzięki niej można choć na chwilę zapomnieć o przeszłości, przyszłości jak i teraźniejszości. Tak to jest moja kraina, gdzie wstęp do niej mam tylko ja. Dzięki  niej można zauważyć maluteńkie detale, których nikt nie może dostrzec, ponieważ trzyma go wir codzienności. Taka osoba nie zobaczy jasnych promieni Słońca, które przedzierają się przez korony drzew. Nie dostrzeże także śpiewu ptaków i nie doceni ich starań. Nie usłyszy cichego szelestu liści oraz "płaczu" wygłodniałych pisklaków. Dzięki niej mogę to wszystko dostrzec, popodziwiać, zastanowić się, zatrzymać ten ciąg codzienności, przemyśleć, komponować i żyć razem z nią. 
Z mojej bajki wyrwał mnie donośny brzdęk dzwonka szkolnego, który zapoczątkował rozpoczęcie się pierwszej godziny lekcyjnej. Pędem pobiegłam do klasy, w której odbywała się moja lekcja. Jedna wpadka i moje marzenie pryska niczym bańka mydlana. Brak stypendium = koniec studiów = koniec mnie .. ?
Tak, to właśnie byłby koniec mnie, mojej duszy. Gdyby nie wiara w swoje siły, dążenie do celu nie potrzebne byłoby mi życie. Chociaż .. jakby pojawiła się druga cząstka mnie .. Dla której mogłabym budzić się każdego dnia, sprawiać, by była szczęśliwa tym, że po prostu jestem. Jednak to nie możliwe. Nikt nie pokocha takiej szarej myszki jaką jestem ja.
Kiedy weszłam do klasy usłyszałam :
- Panno Salka,  S P Ó Ź N I E N I E -nauczyciel wyodrębnił to straszne słowo.
Po usłyszeniu tego wyrazu przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz po plecach. To o czym tak marzyłam po prostu znika jak bek. Koniec tego co dawałoby mojemu życiu sens ..

-------------------------------------------------------------------------------

Uff no to pierwszy rozdział za nami ! ;D
Przepraszam za to porównanie do " beka " xd
Ale już nie chciałam powtarzać bańkę mydlaną, więc proszę o zrozumienie ;3
Jak pojawią się jakieś błędy sorrki ;c postaram się je następnym razem zdemaskować
Doo zobaczenia niebawem ;D ;*

3 komentarze:

  1. świetny rozdział, a Ty świetnie piszesz ;3
    gratuluję !
    je też chciałam się wziąć za pisanie opowiadania, ale nie jestem w tym za dobra.. za to Ty piszesz świetnie ♥
    super ;>

    pozdrawiam ;>
    http://always-innocent.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, jest bosko! Przeczytałam dopiero ten rozdział, a jutro dokończe reszte. Jesteś boska. <3 + obserwuję. :)

    OdpowiedzUsuń